Tarnica i Jezioro Solińskie

dscn7601dscn7472

Najwyższy szczyt Bieszczadów, przy sprzyjających warunkach pogodowych, można śmiało zdobyć również zimową porą. Najkrótszy i najczęściej przetarty zimą niebieski szlak poprowadzi nas z Wołosatego na Przełęcz pod Tarnicą, skąd żółtym szlakiem w 15 minut dojdziemy na sam jej szczyt. Nasza trójka, przy nadarzającej się okazji postanowiła wyskoczyć na dwudniową wycieczkę na przykryte białym puchem góry Bieszczadów. Już podczas drogi,  za Jaśliskami, przyzwyczajeni do widoku ekranów dźwiękoszczelnych i poprzycinanych żywopłotów, cieszyliśmy oczy widokiem białych czap chowających pod sobą świerki i jodły.

Przed rozpoczęciem wycieczki przenocowaliśmy w Bacówce PTTK Jaworzec, do której po blisko trzystu kilometrach drogi z Krakowa, dotarliśmy późnym wieczorem. Pod same drzwi schroniska doprowadził nas czarny szlak, który łatwo odnaleźliśmy na parkingu znajdującym się przy wciąż czynnych retortach, służących do wypału węgla drzewnego. Warto zatrzymać się przy nich choć na chwilę. Jeszcze piętnaście lat temu działało ich w okolicy blisko pół tysiąca, natomiast dziś ich ilość nie przekracza setki.

W bacówce zostaliśmy niezwykle miło przyjęci przez Iwonę, która od niedawna jest gospodynią tego malowniczo położonego schroniska. Po długiej drodze autem bez sprawnego ogrzewania, nasze stopy do dziś ochoczo pomachują wesołymi palcami na wspomnienie kojącego ciepła drewnianych pokoi. Dawno nie nocowałem na szlaku, w tak porządnie wysprzątanym miejscu, o czym nie sposób nie wspomnieć. Co najlepsze rano, przed samym wyjściem czekało na nas syte śniadanie, które mieliśmy zapewnione w cenie noclegu (35 zł/os.). Porcja jak dla mnie nie do przejedzenia, a i kawa i jabłko na drogę były w zestawie.

dscn7432dscn7436

Z uwagi na pokryte śniegiem i lodem drogi, prędkość naszej nieogrzewanej maszyny nie przekraczała 40 km/h. Czasu na rozpieszczanie oczu śnieżnymi panoramami, było więc pod dostatkiem, choć nie zawsze szło coś dojrzeć zza zmrożonej bocznej szyby. Po 30km drogi znaleźliśmy się w Wołosatem przy niebieskim szlaku prowadzącym na Tarnicę. Kalesony w ruch i do góry! Nasza wycieczka według mapy miała zająć około 2,5 godziny. Z uwagi na krótkie przerwy z powodu mrozu i porządnie przetartą ścieżkę, szliśmy dokładnie tyle czasu, ile przewidziała mapa. W zimie nie zdarza się to często, bo dobrze wiedzieć, że przewidziane czasy przejść  odnoszą się do letnich, a nie zimowych wycieczek.

dscn7519dscn7591dscn7572

dscn7495

Pogoda nas nie rozpieszczała, a mgła i popadujący śnieg zagrzebywały szanse na dalekie obserwacje, niczym Reksio kawałek tłustej szynki pod płotem sąsiada. Mimo wszystko dziewczyny żwawo zadzierały nogi, by czym prędzej znaleźć się pod oblepionym śniegiem krzyżem na najwyższym szczycie polskich Bieszczadów. Czasem udało się nam szybkimi ruchami rąk na chwilę rozgonić chmury, jednak chwil tych nie było zbyt wiele. Jak szybko weszliśmy na górę, tak jeszcze szybciej zeszliśmy ochoczo do auta.

dscn7502

dscn7534dscn7538

Lekko wychłodzeni, w zimnej maszynie, mknęliśmy do Bacówki PTTK w Cisnej niczym ćma do rozpalonej żarówki. Rano, jak przystało na drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia, zjedliśmy przy schroniskowej choince świąteczne śniadanie i spakowani ruszyliśmy dalej.

dscn7620dscn7607

dscn7515dscn7581

W drodze powrotnej do równo przyciętych żywopłotów Krakowa, zatrzymaliśmy się jeszcze w Baligrodzie, gdzie w samym centrum przywitał nas najprawdziwszy czołg. Tuż za nim, na zboczach góry Wasylkowa odszukaliśmy dobrze widoczny w zimowej aurze, żydowski cmentarz. Jedną z niewielu w okolicy pozostałości po Żydach, tak licznie mieszkających tu przed II wojną światową.

dscn7631dscn7595dscn7531dscn7708

Z Baligrodu już rzut beretem do pobliskiego Jeziora Solińskiego, które co weekend swoją potężną zaporą przyciąga w te okolice tysiące turystów. Tytuł największego (pojemnościowo) sztucznego zbiornika w kraju robi swoje. Niczym muchy przez lep, my również daliśmy się zwabić wizji szerokich widoków. Lekki deszcz na koronie zapory szybko przypomniały nam jednak, że to nie my dyktujemy tu warunki i zobaczymy tyle na ile pozwoli nam poczciwa Matka Natura. Spacerując brzegiem jeziora przekonaliśmy się, że polskie przysłowia, to nie czcze zapiski i faktycznie „na świętego Szczepana bywa błoto po kolana” 😉

Bieszczady tym razem zapewniły nam na szlaku nieprzerwane towarzystwo mgieł i  zamarzającego deszczu i choć w trakcie wycieczki niekoniecznie nas to pokrzepiało, tak wjeżdżając w Tarnowie na betonowe płyty autostrady, szybko zatęskniliśmy za tym brakiem idealnej widoczności  😉

Gorące pozdrowienia dla Pauliny i Poliny!

dscn7548

A na koniec sposób na szybkie zejście z Tarnicy 🙂

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s