Góry ciągnące się pomiędzy dolinami Skawy i Krzyworzeki to Beskid Myślenickie zwany Makowskim, bądź Średnim. Szeroka dolina Raby, którą biegł znany w Europie szlak solny i bliskość miasta królów, już przed wiekami uczyniły z tych gór miejsce dobrze znane zagranicznym kupcom. Na odcinku ponad 30 km, pomiędzy tymi dwoma rzekami znajdziemy ponad 10 wyróżniających się, mniejszych grup górskich z bogatą siecią szlaków turystycznych i wieloma zabytkami historii i kultury, jak chociażby Kalwaria Zebrzydowska i Lanckorona. Niedostępne, porośnięte gęstym lasem szczyty dawały tu przez miesiące schronienie licznym oddziałom partyzanckim, a malownicze doliny od lat przyglądają się codziennemu życiu tutejszych górali – Kliszczaków. Wszystko to na wyciągnięcie ręki, bo jedyne 30km od Rynku w Krakowie. Nie wiedzieć dlaczego, w ostatnich latach ten unikalny i spokojny Beskid stał się dla wielu turystów jedynie przystankiem w drodze do zatłoczonego Zakopanego.
Moją dwudniową wycieczkę rozpocząłem w Zawadce, położonej na południowych zboczach góry Kotoń (857 m.n.p.m.) w paśmie Koskowej Góry (o której pisałem już na stronie we wpisie pt. „Koskowa Góra i James Bond”). Ludność tej najmniejszej w Beskidzie Myślenickim wioski (ok. 200 stałych mieszkańców) w okresie II wojny światowej udzielała wsparcia ukrywającym się tu partyzantom.
29 listopada 1944 r. Niemcy przeprowadzili tu krwawą obławę. Oddziały nieprzyjaciela w liczbie blisko 3 000 żołnierzy starły się w Zawadce z dziesięciokrotnie mniejszymi siłami zaskoczonych partyzantów. W wyniku walki trwającej cały dzień, zginęło kilku mieszkańców wioski, a 20 domostw legło w gruzach. Jakby tego było mało, tydzień później miała miejsce pacyfikacja wsi, w wyniku której zginęło kolejnych 15 osób. Doszczętnie spłonęły kolejne domostwa.
Staraniem kombatantów, odsłonięto tutaj pomnik upamiętniający te tragiczne wydarzenia. Stojąc tuż przed nim, mam wrażenie, że roztaczająca się stąd piękna panorama na Tatry i Beskidy, jakby starała się codziennie wynagrodzić dzisiejszym mieszkańcom te bolesne wspomnienia.
Czas ruszać dalej. Spod pomnika kieruję się na polanę Bania. Początkowo towarzyszą mi znaki czarnego szlaku, z którego niebawem schodzę. Zadumany o historii miejsc, po których dziś mogę spokojnie spacerować, po kilkunastu minutach znajduję się na szerokiej, śródleśnej polanie. Przede mną torfowisko datowane na 12 000 lat! Kwiatów tu bez liku.
Ostrożnie robię parę kroków po podmokłym terenie, by przyjrzeć się z bliska, narażonym na wyginięcie, skrzypowi wielkiemu i storczykowi plamistemu. Miejscowi stanowczo przestrzegają przed plątaniem się po polanie w księżycową noc. Z ust do ust przekazywana jest bowiem wieść o tym, że po całej okolicy roznosi się wtedy ponury, drewniany stukot. Starsza mieszkanka jednego z przysiółków, Pani Gienia powiedziała mi, że zbierają się tu wtedy najstarsze czarownice by wspólnie… Ubijać masło!
Dochodzę do żółtego szlaku biegnącego przez górę Gronik (839 m.n.p.m.). Z górki, przyjemnym lasem kieruję się na Diabelski Kamień. Aby znaleźć tego olbrzyma mierzącego prawie 7 metrów, należy zejść ze znakowanej ścieżki na lewo. Miejsce skrętu wskaże nam czerwona strzałka i po 2 minutach będziemy u celu. Jak dowiedziałem się od Pani Gieni, wiele lat temu pewien czart uwidział sobie za punkt honoru zniszczenie Kalwarii Zebrzydowskiej. Koleżka był czartem czyny, więc wiele się nie zastanawiając, zabrał się prędko do roboty. Z samych wysokich Tatr niósł na swych owłosionych plecach potężny kamień. Całe szczęście im bliżej było mu do Kalwarii, tym głaz stawał się cięższy, a że czart był jednym z mizerniejszych, upuścił go kilkanaście kilometrów wcześniej. To ponoć dla niego, na pocieszenie i zajedzenie smutku, stare czarownice ubijają tu na Bani tłuste masło.
Parę kroków w dół i mogę puszczać kaczki na wartkiej Rabie. Jestem w Pcimiu, największej wsi powiatu myślenickiego. Mieszka tu blisko 5000 osób. Od 2005 roku, corocznie w lipcu odbywa się tutaj impreza plenerowo – folklorystyczna „Święto Kliszczaka”. Składają się na nią występy regionalnych zespołów kliszczackich, a jej celem jest przypomnienie obyczajów, strojów, potraw i rękodzieła. Kliszczacy są góralską grupą etnograficzną stosunkowo najsłabiej powiązaną z pozostałymi społecznościami góralskimi, a dość silnie z Krakowiakami.
Dwa lata temu, właśnie w Pcimiu odbyła się unikalna, plenerowa inscenizacja pt. „Wesele Kliszczackie” przedstawiająca bogatą tradycję obchodzenia tej uroczystości w tym regionie. Poniżej znajduje się relacja z tego wydarzenia przygotowana przez telewizję Powiatu Myślenickiego Myślenice ITV.
Zdrowia Młodej Parze, ja tymczasem przechodzę tunelem pod ruchliwą zakopianką i czarnym szlakiem wspinam się na górę Bania (603 m.n.p.m). Po niecałej godzinie drogi przez las, znajduję się na malowniczej polanie. Nie sposób przejść obojętnie obok kolorowej kapliczki ozdobionej jaskrawymi wstążkami. Tuż za nią rozciąga się panorama na Pasmo Lubomira i Łysiny, gdzie warto odwiedzić obserwatorium astronomiczne.
Po minięciu ogródków działkowych z kwitnącym bobem jestem szczęśliwie na Bani. Zastanawiam się czy istnieje jakiś związek nazwy tej góry z trzema pobliskimi potokami płynącymi pod jej południowymi zboczami: Wielką Suszanką, Średnią Suszanką i Małą Suszanką? Ciekawe… Łyk wody i ruszam dalej. Niebawem znajduję się na eleganckiej, nowej szosie, która prowadzi prawie do samego schroniska PTTK na Kudłaczach. Po drodze mijam parking, na który śmiało można podjechać z Pcimia doliną potoku Suszanka. Zza szyb w trakcie jazdy można podziwiać panoramę niedalekich Tatr. Ostatnie kroki przed schroniskiem stawiam wśród ostatnich, tradycyjnych zabudowań przysiółków Małe Ulmany i Dupaki.
Jestem u celu pierwszego dnia wycieczki. Za mną niecałe 14 km i 4,5 h. Czas na odpoczynek. Schronisko górskie na Kudłaczach (730 m.n.p.m) to najmłodszy obiekt tego typu wybudowany przez Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze. W tym roku będzie obchodziło swoje dwudzieste trzecie urodziny. Co ciekawe, Kudłacze to jedyne górskie schronisko w Polsce, do którego można dojść z Krakowa w jeden dzień. Zajmie nam to niecałe 9 godzin. W tym czasie będziemy poruszać się szlakiem niebieskim ze Swoszowic do Myślenic, po czym z Myślenic szlakiem czerwonym, bądź zielonym. Dojdziemy w ten sposób prosto na drewnianą werandę z widokiem na Beskidy, znajdującą się przed drzwiami schroniska. W środku czeka na nas przytulna jadalnia z kominkiem, a na ścianach kolekcja rzeźb miejscowych artystów.
Przyszedł ciepły poranek. Słońce coraz mocniej grzało przez otwarte okno. Czas w drogę. Od samego rana w trakcie wycieczki towarzyszył mi wesoły, czarny kundel. Parę razy starałem się odwieźć go od zamiaru wspólnej drogi, jednak nie dawał za wygraną i zawsze po paru minutach wyskakiwał radośnie zza rogu. Tym sposobem szliśmy razem. Ja i „Pies”, bo tak za nim wołałem. Początkowo poruszaliśmy się szlakiem czerwonym na Działek (600 m.n.p.m), po czym szlakiem zielonym na górę Chełm (648 m.n.p.m).
Pies gonił za wszystkim co poruszało się w okolicznych lasach. Złapał jaszczurkę. Wytropił sarnę. Zjadł motyla. W ostatniej chwili udało mi się odgonić go od chapnięcia kraśnika sześcioplamka, zanim na dobre przeszliby oboje do historii. Ten ciekawy owad, z sześcioma czerwonymi plamkami na skrzydłach to niezły zawadiaka. Jaskrawy kolor plamek zawdzięcza on cyjanowodorowi, za sprawą którego jest trujący.
W czasie kiedy mojego psiego kompana zajmowała okoliczna zwierzyna, miałem czas na bliższą obserwację pięknych łąk. Na krwawniku pospolitym udało mi się wypatrzeć samicę ciekawego pająka – kwietnika (Misumena vatia), tzw. zabójczą damę. Jego nazwa pochodzi od słowa misumenos, co znaczy „znienawidzony”. Strach się bać. Przyjemniaczek na tle innych pająków to cwany gracz. Posiada, podobnie jak krab, ukośnie ustawione przednie odnóża, które są znacznie dłuższe od tylnich, co w sumie nie bardzo jeszcze zaskakuje. Głośne ”o ho ho ho, cóż za heca” powie jednak każdy z nas na wieść, że pająk, gdyby tylko mógł, na pewno pstryknąłby sobie selfie z kameleonem, ponieważ potrafi zmieniać barwę ciała jak on, w zależności od otoczenia w jakim się znajduje i owadów, na które poluje! Sam etap zmiany ubarwienia, co prawda trwa od 6 do 20 dni, jednak mimo to zabójcza dama budzi respekt. Warto nadmienić, że samiec kwietnika z kameleonem beczki soli by nie zjadł, bo sam takich zdolności nie posiada. Samica, którą widzicie poniżej na krwawniku, nie zdążyła jeszcze zmienić barwy na białą.
Nasze łąki to nie tylko cisi zabójcy i przebiegłe poczwary, dlatego ze spokojnym oddechem możemy poprzyglądać się biedronce siedmiokropce, powszechnie zwanej bożą krówką. Nie jest ona co prawda zupełnie niewinna, jednak do zabójczej damy jej daleko.
Szlak przez górę Chełm prowadzi asfaltową drogą. Zarówno na północ, jak i na południe ciągną się szerokie panoramy na całą okolicę. Mijamy prywatne obserwatorium astronomiczne i wieżę widokową (zamkniętą) tuż za nim.
Kawałek dalej dochodzimy do Stacji Narciarskiej Myślenice. Przy niej w czasie wzmożonego ruchu turystycznego działa dwukilometrowa kolejka krzesełkowa. Tego dnia była nieczynna, dlatego z Psem zeszliśmy do Myślenic ścieżką tuż pod nią.
Mój kompan, przyzwyczajony do leśnych klimatów, w Myślenicach wydawał się być mocno poruszony wielkomiejskim życiem. Przy każdej okazji wybiegał niespodziewanie na drugą stronę drogi, by obwąchać się z innym koleżką. Auto za autem, dlatego dalsza wycieczka mogłaby być dla mojego kumpla równie niebezpieczna jak połknięcie kraśnika sześcioplamkowego.
Szybko doszedłem do wniosku, że planowana na kolejne miesiące wycieczka na Kudłacze doliną potoku Suszanka właśnie powinna się rozpocząć. Przeszliśmy na drogę wylotową na Zawadkę i raz dwa złapaliśmy stopa do Stóży. Pies jak, na dobrego kompana w autostopowaniu przystało, siedział uśmiechnięty przy moim boku. Ze Stróży, w busie pomiędzy siatami przejechaliśmy do Zawadki.
Po kilkunastu minutach drogi byliśmy pod schroniskiem, gdzie okazało się, że Pies jest przybłędą. Nie wiem czy to ja byłem bardziej zaskoczony tą wieścią, czy gospodarz schroniska widokiem psa? Posiada on obrożę, dlatego mam nadzieję, że jego właściciel niebawem się znajdzie.
Wracając, podczas krótkiego spaceru po Myślenicach udało mi się odwiedzić Punkt Informacji Turystycznej, znajdujący się na Rynku, w zabytkowej kamienicy Obońskich. Na elewacji kamienicy dostrzec można tu wizerunek Matki Boskiej Myślenickiej. Cudowny obraz, na którym wzorowany był ten wizerunek, możemy zobaczyć w znajdującym się przy Rynku w Kościele pw. Narodzenia NMP, będącym Sanktuarium Matki Boskiej Myślenickiej z 1465 roku. W Punkcie Informacji Turystycznej zostałem obdarowany mapami i ciekawymi folderami. Minutę czasu zajęło mi podejście do Domu Greckiego, w którym zwiedziłem stałe i czasowe wystawy Muzeum Regionalnego. W licznych salach można przyjrzeć się z bliska detalom stroju Kliszczaków, czy bogatej kolekcji ludowych zabawek z drewna. W muzealnym sklepie polecam kupno książki Adama Górki „Gdzie chadzały Południce? Przewodnik historyczno-kulturowy po powiecie myślenickim”.
Odnalazłem też Kapliczkę Matki Boskiej Śnieżnej „Na Studzience” z końca XVIII w. skąd niegdyś czerpano uzdrawiającą wodę.
Przespacerowałem się wokół gotyckiego kościoła pw. Św. Jakuba z XV w., przy którym znalazłem ciekawą płytę nagrobną dedykowaną Basi : „Ach Droga Basió moia! Kładę pomnik Tobie. Chociaż jesteś w grobie.”
Myślenice to miasto, które swoim urokiem i bogatą historią mogłoby obdzielić kilka stolic wojewódzkich, dlatego o jego zabytkach będzie przy innej okazji.
To był mój kolejny wyjazd w tą urzekającą okolicę. Z pewnością z moich ust ciężko będzie usłyszeć: „Beskid Średni”, ponieważ w żadnym wypadku nic w nim średniego!
Do zobaczenia Kochani w Beskidzie Myślenickim!
Zapraszam Was na wspólne wycieczki w magiczne Beskidy.
Martin Martinger
Moje inne wpisy:
- Czarne, Długie i Świerzowa Ruska.
- Nieistniejąca Nieznajowa i Studencka Chatka.
- Z Olchowca na salony Wiednia.
- Drewniana chatka w nieistniejącej wiosce Beskidu Niskiego.
- Lackowa i Busov.
- Jezioro Klimkowskie na rzece Ropa.
Dodatkowo:
- Moje filmy.
- Kilka słów o mnie.
- Wywiad w radiu Lem.fm.
- Jak zostałem przewodnikiem górskim?
- Wspólna wycieczka – Siedem rzeczy które przeżyjesz w górach tylko ze mną.
Zapraszam na mojego: