Siedem powodów, dla których warto pojechać do Łopienki.

cropped-wlasciwe-logo-martinger-martin-przewodnik-beskidzki-bieszczadzki-gorski.jpg

Lopienka. 7 powodow. Bieszczady z jaktoblisko.com Przewodnik GorskiDolina Łopienki to wyjątkowe miejsce na mapie całych Bieszczadów. To kraina pełna historii, gdzie wciąż odnajdziemy ślady dawnych czasów. To miejsca, gdzie przyroda często pozwala podglądać swoje najskrytsze sekrety, a wilki i niedźwiedzie, obserwują nas prosto z lasu. To szerokie łąki, podmurówki rozebranych chyży i zarastające leszczyną wiejskie ścieżki. Czas płynie tu znacznie wolniej, a rytm dnia wyznaczają wschody i zachody słońca. Brak elektryczności i zasięgu pozwalają skupić się na zieleni, kipiącej wręcz dookoła. Nie szukaj tu sklepu spożywczego. Najbliższy znajdziesz dobre 10 km drogi stąd. Możesz za to wejść na wieżę widokową, by zobaczyć Jezioro Solińskie i najwyższą Tarnicę. Możesz też zostać na dole i ugotować obiad na piecu w bazie namiotowej. Noce spędzone pod gołym niebem i rześkie kąpiele w strumieniu pozwolą Ci cieszyć się z najdrobniejszych przyjemności. Czy odważysz się wejść do bojkowskiej piwnicy w pobliskim Jaworzcu? Parę kroków za malowniczą przełęczą Hyrcza znajdziesz jedne z ostatnich w Bieszczadach retort do wypału węgla drzewnego. Czy to wszystko może być prawdą? Przekonaj się sam! Łopienka to nieistniejąca bojkowska wioska, ukryta w cichej dolinie. Poznaj siedem powodów dla których warto zaszyć się w niej na dobrych kilka dni.

Lopienka. Bieszczady z Jaktoblisko.com.

  1. Najstarsza murowana cerkiew w Bieszczadach i ciekawskie gęsi.

Samochód porzuć bez żalu na parkingu Polanki, naprzeciw Baru Puhar. Jesteś przy drodze łączącej Bukowiec i Dołżycę, leżące odpowiednio przy Małej i Wielkiej Obwodnicy Bieszczadzkiej. Zanim porządnie zasznurujesz buty, a na plecy założysz ulubiony plecak, podnieś wysoko głowę i rozglądnij się dookoła. Poznaj miejsce, które za chwilę stanie się powodem Twoich najbarwniejszych wspomnień. Znajdujesz się właśnie w Paśmie Łopiennika, w dolinie otoczonej wybitnymi szczytami Korbani, Łopiennika oraz góry Jama. W XVI wieku, właśnie tutaj, w dobrach rodziny Balów, powstała niewielka wioska.

Balowie, którzy kolonizowali bieszczadzkie bezkresy,  z pewnością nie podejrzewali, że już niecałe 100 lat po powstaniu osady, jej mieszkańcom przyjdzie zmierzyć się z najazdem bezwzględnych Tatarów, którzy w XVII w. splądrowali całą ziemię sanocką. Dziś nieczęsto o tym pamiętamy, a zniszczenia w zabudowie bieszczadzkich wsi sięgnęły wtedy blisko 90%. W samej Łopience zostało dosłownie 3 bojkowskie chyże. Mijały lata, a wioska podnosiła się po zniszczeniach. Prawdopodobnie na początku XIX w. powstała tu najstarsza w Bieszczadach murowana cerkiew pw. Św. Paraskewii, do której trzy razy w roku zjeżdżali na odpusty tysiącami pielgrzymi z całej Polski, Węgier czy Rusi. Do tej samej cerkwi po 30 minutach spaceru z parkingu, dojdziesz dziś i Ty.

Początki cerkwi nie są jasne i związane są z legendą o cudownej ikonie, która w XVIII w. została znaleziona w wielkiej lipie stojącej do dziś przy cerkwi (zdjęcie lipy poniżej). Obraz wypatrzyły ciekawskie gęsi, które gęganiem zwróciły na niego uwagę ludzi. Ikonę próbowano wywieźć do pobliskiej Terki, jednak bez skutku. Woły zamiast ciągnąć wóz z leżącą na sianie ikoną, klękły i odmówiły posłuszeństwa. Dopiero kiedy wóz zawrócono, chętnie wstały i ruszyły do Łopienki.  Inne podanie głosi, iż ikonę trzykrotnie wynoszono z wioski. Za każdym razem w tajemniczych okolicznościach wracała jednak pod łopieńską lipę, gdzie mieszkańcy umieścili ją w murowanej kapliczce. Niebawem, przy kapliczce powstała dzisiejsza cerkiew, w której ikonę ustawiono w ołtarzu głównym. Dzięki cudom dziejącym się za jej sprawą, Łopienka stała się ośrodkiem kultu maryjnego, a historycy stawiają ją w tamtym czasie na równi z Kalwarią Pacławską.

Po II wojnie światowej, wskutek porozumienia o przymusowej deportacji ludności obrządku wschodniego, przygotowano listę osób do wysiedlenia. Deportacje rozpoczęły się wiosną 1946 r. Na Ukrainę wysiedlono wtedy ponad 300 mieszkańców. Przymusowe wysiedlenia dotknęły ponad 60 rodzin i w szybkim czasie z blisko 50 bielonych wapnem i krytych strzechą chyży, nie została tu ani jedna. Opuszczone domy, zabudowania dworskie i sama cerkiew były systematycznie rozbierane przez mieszkańców okolicznych wsi, którzy traktowali je jako materiał opałowy, czy budowlany. Co wiosnę ślady po dawnych obejściach ginęły w soczystej zieleni. Nawet cerkiew zaczęła poddawać się upływowi bezwzględnego czasu. Kompletnie wyposażona, pozostawiona w opuszczonej dolinie nikła w oczach. Szabrownicy nie mieli żadnych skrupułów. Ołtarz wraz z cudowną ikoną w porę przewieziono do Polańczyka. W 1955r. ktoś odważył się zerwać z dachu cerkwi blachę, a pasterze z Podhala w jej wnętrzu urządzili koszar dla wypasanych tu owiec.

Na szczęście, w latach ’60 do zapomnianej doliny trafili ludzie, którym los tego miejsca nie był obojętny. Pierwszym pomysłodawcą odbudowy świątyni był Olgierd Łotoczko, pełen pasji historyk sztuki i konserwator zabytków. Jego życiorys jest gotowym scenariuszem na poruszający film. Za własne oszczędności zabezpieczył on w latach ’70 mury cerkwi. Kilkanaście lat później, na początku lat ’90 rozpoczął się proces pełnej odbudowy cerkwi, który nieprzerwanie prowadzi Zbigniew Kaszuba.

Cudowna ikona do dziś znajduje się w Polańczyku, zaś w Łopience możesz podziwiać jej kopię. Po wielu latach przerwy, dzięki odbudowie świątyni tradycja odpustów powróciła do Łopienki i dziś sam możesz w nich uczestniczyć, do czego gorąco Cię zachęcam. Więcej na temat historii samej świątyni i odpustów opowiada powstały w 2003r. film:

  1. Żywa wioska skansenowa.

W cieniu łopieńskiej ikony dawni Bojkowie wiedli proste życie.  Żyli w drewnianych chatach krytych strzechą, pod jednym dachem z całym swoim żywym inwentarzem. Na nieurodzajnej, górskiej ziemi uprawiali głównie owies i żyto. Pola co roku wysiewali kapustą, tytoniem, lnem i konopiami. Z włókna przędli nici, robili z nich płótno i szyli odzież, będącą formą zapłaty za inne, luksusowe dobra (jak np. gliniane garnki). Z lnu i konopi produkowali olej. Pasterze wypasali zwierzęta na stokach pobliskiej Korbani i Łopiennika. Zimą kobiety spędzały wieczory tkając. Działał młyn wodny i karczma. Wiemy, że pod koniec XIX wieku istniała tu nawet kopalnia ropy naftowej i rafineria, czyniąc Łopienkę jednym z najstarszych ośrodków górnictwa naftowego na świecie.

Lata czterdzieste XX wieku, jak już wiesz, zmieniły Łopienkę nie do poznania, a jej mieszkańcy wyjechali w odległe strony. Olgierd Łotoczko, chcący uratować pamięć o nich, w niecałe 30 lat po deportacjach zaprojektował studencką wioskę skansenową. Zaplanował przenieść tutaj z innych opuszczonych dolin drewniane chaty, cerkwie, dzwonnice i spichlerze, tak by dać im drugie życie. Jego wioska miała być z jednej strony pomnikiem budownictwa ludowego, z drugiej zespołem schronów górskich dla turystów w okresie zimy i lata. Autor chciał by skansen dodatkowo pełnił funkcję ośrodka plenerowego uczelni artystycznych oraz był terenem prac badawczych studentów akademii rolniczych, którzy mieli hodować tutaj konie, uprawiać ziemię i zakładać sady owocowe. Olgierdowi zależało na zachowaniu surowego charakteru wioski, tak by turyści nie przyjeżdżali tu dla wygód i komfortu, a dla „wrażenia krótkotrwałej, prymitywnej egzystencji”. Za swój nowatorski projekt Łotoczko otrzymał w 1975 roku w Ministerstwie Kultury i Sztuki nagrodę w konkursie na najlepszą pracę z dziedziny ochrony zabytków. Sam mówił o skansenie, jako o „szkole wrażliwości i hartu w otwartej, ostatniej sawannie”.

Jak miał wyglądać skansen? Wyobraź sobie, że jest połowa ciepłego września i właśnie spacerujesz jego krętymi ścieżkami. To tu, to tam błyska Ci przed oczami babie lato. Z zaciekawieniem zaglądasz do każdej z trzech cerkwi. Przed pierwszą widzisz dwie grupy studentów, uczestniczących w plenerze malarskim. W drugiej odbywają się właśnie przedstawienia sztuk teatralnych. W ostatniej przyglądasz się wystawie zgromadzonej z okolicy sztuki kamieniarskiej. Wzdłuż dawnej drogi stoi osiem bojkowskich i łemkowskich chałup krytych strzechą. Pełnią one funkcje małych schronisk mogących pomieścić do piętnastu osób. W tej bielonej wapnem będziesz dziś spać. Przy drewnianych płotach Twoje oczy cieszą zadbane, kwietne ogródki i sady pełne słodkich jabłek i gruszek. Obok stoi stajnia dla koni. Na jednym z nich po południu wyruszasz na malowniczą przełęcz Hyrcza podziwiać zachód słońca.

Nici z babiego lata w skansenie. Wracamy do rzeczywistości. Wyobraźnia funkcjonariuszy i naczelników w latach ’70 kierowała myśli w zupełnie innym kierunku niż Ty teraz. Lokalne władze ani myślały pozwolić na świeże owcze sery i kociołki pieczone co noc w ogniu. Skansen w Łopience traktowały wyłącznie jako próbę odrodzenia nacjonalizmu ukraińskiego. Żywa wioska skansenowa nigdy nie powstała, a sam Olgier za pracę przy projekcie stracił posadę bieszczadzkiego konserwatora zabytków. Całość inwestycji miała kosztować według szacunków 6,5 mln zł i zajmować obszar 13 000 ha. Ciekawy projekt pozostał niestety jedynie poruszającą historią, o której dziś warto wiedzieć spacerując w okolicy. O tym, jak wyglądały okoliczności powstawania wioski przeczytasz w książce Krzysztofa Potaczały pt. Bieszczady w PRL-u 2 w rozdziale pt. „Kryptonim Marzyciele”.

  1. Ukryta baza namiotowa i ruiny schroniska na Horodku.

Teraz na pewno trafimy! Bieszczady z jaktoblisko.com

Jadąc do Łopienki na kilka dni, zatrzymaj się na studenckiej bazie namiotowej prowadzonej przez Akademicki Klub Turystyczny Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Nazwa równie długa, co lista zadowolonych bywalców tego miejsca. Pokieruje Cię tu drogowskaz umieszczony na płotku przed cerkwią. Baza znajduje się ok. 20 minut drogi od świątyni. Od prawie 40 lat oferuje turystom wędrującym z plecakami po Bieszczadach nocleg w prawdziwie górskich warunkach. Każdy witany jest tu kubkiem parzonej mięty.

Wędrując do bazy nie zagap się i skręć po kilkuset metrach w lewo w stronę strumienia. W innym przypadku, tak łatwo do niej nie dojdziesz. Wiem coś o tym! Bazowe warunki to najlepsze warunki. Zapomnij o bieżącej wodzie, prądzie i zasięgu. Poniżej bazy, przy strumieniu zorganizowana jest pomysłowa myjnia, w której można rześko rozpocząć dzień. Wieczory tutaj będą mijały Ci na siedzeniu przy ognisku, śpiewach i rozmowach. Baza namiotowa czynna jest od lipca do września. Oferuje ok. 30 miejsc w namiotach bazowych i 50 miejsc na polu namiotowym. Więcej informacji na jej temat znajdziesz na stronie www.lopienka.pl.

Jeśli będziesz mieć ze sobą składniki na obiad, śmiało możesz ugotować go na bazowym piecu, który znajduje się w obszernej wiacie z drewnianymi stołami i kominkiem. Znajdą się dla Ciebie nawet garnki i sztućce. Świetnie jeśli jesteś kuchcikiem, bo nie ma nic lepszego niż pichcenie w terenie, jednak pamiętaj o jednej ważnej sprawie. Baza znajduje się w okolicy pełnej dzikiej zwierzyny, dlatego wszelkie otwarte konserwy i pasztety zapakuj szczelnie i głęboko schowaj w plecaku. Kiedy nic nie hałasuje wokół namiotu, noce mijają zdecydowanie spokojniej, a i zwierzęta tak często nie odwiedzają bazy.

W świeżo wydanej książce Marcina Szumowskiego pt. „Niedźwiedzica z Baligrodu i inne historie Kazimierza Nóżki” przeczytasz wiele historii spotkań z niedźwiedziami i wilkami właśnie na terenie w którym jesteś w tej chwili. Znajdujesz się dokładnie w leśnictwie Polanki. W tym samym, w którym pracuje znany w całym kraju leśniczy Kazimierz Nóżka, tak często pokazujący nagrania niedźwiedzicy Agi i jej małych: Grzesia i Lesia. Łopienka opisywana jest w tej książce na niejednej stronie, dlatego gorąco polecam Ci jej lekturę!

Oto najbardziej znany film, nagrany przez Pana Kazimierza:

Nie o książce jednak chciałem Ci dziś opowiedzieć. Czy z bazy można wyruszyć w jakimś ciekawym kierunku? Tak! Miłośnicy dalekich panoram z pewnością chętnie udadzą się na górujący nad bazą Łopiennik (1069 m.n.p.m), by wypatrzeć światła odległego Lwowa, który widziany jest stąd w bezchmurne noce. Wycieczka z bazy na szczyt to ok. 1,5h drogi czerwonym szlakiem bazowym oznaczonym w terenie biało-czerwonym kwadratem. Po kolejnych 20 minutach drogi z Łopiennika czarnym szlakiem w kierunku na Dołżycę, dojdziesz do góry Horodek (889 m.n.p.m.).

To tutaj przez niecałe 10 lat funkcjonowało schronisko turystyczne zwane Chatką na Horodku. Był to niewielki obiekt zorganizowany w dawnym posterunku obserwacyjno-meldunkowym, powstałym tutaj w latach ’50 XX wieku. Był to obok posterunku na Połoninie Wetlińskiej (dzisiejszej Chatce Puchatka) drugi tego typu obiekt w Bieszczadach. Przy schronisku znajdowała się wieża obserwacyjna, a nocleg mogło znaleźć tutaj około 30 osób. Źródło zaopatrujące schronisko w wodę znajdowało się dokładnie 273 schodów poniżej. Nikt nie myślał tu o elektryczności, czy wygodach. Jednym z gospodarzy tego miejsca był, nie kto inny jak, Olgierd Łotoczko, który spędził tutaj kilka lat, urządzając w tym czasie w schronisku swoje dwudniowe wesele!

Przy blasku świec i dźwiękach gitary pasjonaci gór snuli tu swoje piękne plany o przywróceniu życia w dolinie Łopienki. Za sprawą Olgierda chatka na Horodku skupiała wokół siebie ludzi wrażliwych na pamięć o dawnych mieszkańcach wioski oraz, co za tym idzie, przedstawicieli lokalnych władz, którzy za wszelką cenę nie chcieli dopuścić do powstania żywego skansenu. W 1974 roku pod pretekstem złych warunków sanitarnych schronisko zostało zamknięte przez sanepid. Trzy lata później spłonęło w niejasnych okolicznościach. Pozostałości po nim w postaci m.in. podpiwniczenia łatwo odszukasz pod samym szczytem góry Horodek, przez który nie prowadzi czarny szlak.

Rok przed spłonięciem chatki, w 1976 roku Olgierd wyruszył na swoją pierwszą zagraniczną wyprawę do Pakistanu, gdzie w górach Hindukusz zginął tragicznie w wodach rzeki Kunhar. Od lat 90’ cerkwią opiekuje się Zbigniew Kaszuba, któremu świątynia zawdzięcza odbudowę i dzisiejszy wygląd.

  1. Malownicza przełęcz z widokiem na Połoniny.

Jeśli myślisz o krótkim spacerze w miejsce, z którego widać odległe połoniny, przełęcz Hyrcza (709 m.n.p.m.) sprawdzi się idealnie. Spod cerkwi to jedynie 35 minut drogi za znakami ścieżki (zielony pasek na białym kwadracie) i 25 min powrotu. Po dojściu do dużej wiaty odpoczynkowej (ze stołem i ławami idealnymi na piknik), zejdź w lewo ze ścieżki. Po minucie, może dwóch dojdziesz do murowanej kapliczki. Tuż za nią znajdziesz przełęcz z pięknym widokiem.

To jedna z moich ulubionych polan w całych Bieszczadach. Znajdujesz się pomiędzy Korbanią (894 m.n.p.m.), a Durną (979 m.n.p.m.). Przed Tobą panorama na Połoninę Wetlińską, Caryńską Falową i Czereninę po jednej stronie i dolinę po wysiedlonej wsi Tyskowa z drugiej strony. To właśnie tędy trzy razy w roku przez blisko dwieście lat pielgrzymi wędrowali na łopieńskie odpusty. Pomiędzy przełęczą, a cerkwią ustawionych było wtedy 13 krzyży tworzących niewielką kalwarię. W roku 1943 przeszła tędy ostatnia przed wysiedleniami droga krzyżowa.

Przełęcz Hyrcza jest idealną alternatywą dla osób szukających pięknych panoram, jednak stroniących od tłumów turystów gromadzących się na połoninach. Kolejny punkt widokowy, który masz teraz na wyciągnięcie ręki to wieża widokowa na pobliskiej Korbani.

  1. Wieża widokowa na Korbani (894 m.n.p.m).

Prosto z przełęczy w około 30 minut dojdziesz na jeden z najpiękniejszych punktów widokowych w Bieszczadach. Oczywiście, wiele jest szczytów w Bieszczadach, z których możesz oglądać szerokie panoramy. Korbania jednak wyróżnia się spośród nich tym, że nie znajdziesz tu głośnych wycieczek, a wschód słońca spędzisz w rozkosznej ciszy. Twoje oczy będzie cieszył widok błyszczącej tafli Jeziora Solińskiego, Tarnica, czy góry Ukrainy.

Na szczycie w 2014r. powstała solidna, drewniana wieża widokowa. Obok niej stroi drewniany schron, w którym śmiało można skryć się w czasie załamania pogody. Jest również miejsce na ognisko, a drewna w około pod dostatkiem. Zmierzając na górę, większość czasu spędzisz w przyjemnym, bukowym lesie, idąc wyraźną ścieżką. Ścieżka, co ważne nie jest w żaden sposób oznaczona. Początkowo prowadzi w kierunku północno-wschodnim, po czym na ostatniej prostej skręca na wschód. Chwilami rozgałęzia się w innych kierunkach, dlatego jeśli zdecydujesz się na wycieczkę tą trasą, koniecznie zabierz kompas i mapę. Najlepsza jest ta Wojciecha Krukara „Baligród i okolice. Mapa nazewniczo-turystyczna 1:25 000”. Bez dobrej orientacji w terenie nie polecam Ci tego wariantu zdobycia Korbani.

Opcji wejścia na wieżę jest jednak więcej. Prowadzą one  bardzo dobrze oznakowanymi ścieżkami, na których nie sposób zbłądzić. Jedną z nich, z Bukowca opisałem już na www.jaktoblisko.com we wpisie: Bieszczady i wschód z Korbani, zaś opis kolejnej prowadzącej spod wiaty odpoczynkowej niedaleko przełęczy Hyrcza, znajdziesz TUTAJ. Szukając tu ciszy i spokoju, sam nie zakłócaj sielanki tej malowniczej okolicy. Poniżej krótkie nagranie z wieży:

  1. Łoś z Zawoju i rezerwat Sine Wiry.

Jeśli masz już za sobą wschód słońca z wieży na Korbani, wiesz gdzie znajdują się ruiny po schronisku prowadzonym przez Olgierda Łotoczkę, a Łopienka odkryła przed Tobą ślady dawnych mieszkańców, czas na wycieczkę w dolinę Wetlinki do rezerwatu „Sine Wiry”. Ten niewymagający, czterogodzinny spacer możesz rozpocząć na parkingu Polanka, tam gdzie od kilku dni znajduje się Twój samochód. Pamiętasz jeszcze o nim? Dojdziesz do niego w około 40 minut z bazy namiotowej. Rezerwat obejmuje kilkukilometrowy odcinek Wetlinki i niewielki odcinek Solinki oraz południowe stoki góry Połoma, która stromo wznosi się nad Twoją głową. Dawniej słowem „wyr” określano głębokie miejsce w rzece, zaś słowo „siny” oddawało kolor tego zagłębienia. Takich miejsc w rezerwacie znajdziesz wiele. „Sine wyry” poprzedzielane wielkimi głazami, przez które z hukiem przedziera się rzeka, robią wrażenie.

Sine wiry. Bieszczady z jaktoblisko.com.JPG

Warto pojawić się tu wczesnym rankiem, zanim okolica zapełni się odwiedzającymi, a nad wodą unoszą się poranne mgły. W innym przypadku, nie znajdziesz tu spokoju, który pamiętasz z przełęczy Hyrcza. Z parkingu do Łosia z Zawoju dojdziesz w niecałą godzinę. Wędrując doliną, gdy zauważysz tablicę „Ścieżka widokowa Sine Wiry” zejdź z głównej drogi na lewo i podążaj za jej znakami. Po paru minutach, bez trudu, nad Wetlinką wypatrzysz potężnego łosia. Zwrócisz na pewno uwagę na jego wielki nos. Tak naprawdę łoś to stara lipa, która rosnąc na głazie przybrała nietypowy kształt. Kiedy mówi się, że w Bieszczadach jest tyle wody, że „łoś z Zawoju zamoczył nos”, oznacza to, że jej poziom w rzece jest naprawdę wysoki (6-7 m) i wróży to powodzie na nizinach. Celowo, by pobudzić Twoją wyobraźnię nie wrzucam zdjęcia łosia. Z pewnością go rozpoznasz. Droga powrotna do bazy namiotowej w Łopience zajmie Ci około 2h. Czerwonym kółkiem na mapie zaznaczyłem Ci miejsce w którym znajduje się Łoś z Zawoju, a  zielonym parking i Twoje auto.

Droga z Parkingu Polanki do Losia z Zawoju. Bieszczady z jaktoblisko.comJeśli dysponujesz czasem i kolejną noc chcesz spędzić w mojej ulubionej bacówce w Bieszczadach, nie zawracaj na parking. Podążaj ok. 6 km dalej doliną Wetlinki. Za Zawojem, razem ze ścieżką Bieszczady Odnalezione powędrujesz śladami trzech nieistniejących wiosek. W półtora godziny dojdziesz do Jaworzca, o którym pisałem już we wpisie pt. „Zarośnięte bojkowskie piwnice. Jaworzec”. Koniecznie daj znać jeśli istnieje na mapie całych Karpat lepsze miejsce do odpoczynku.

Jaworzec. Moja ulubiona bacowka. Bieszczady z jaktoblisko.com
Jaworzec i moja ulubiona bacówka.
  1. Ścieżka historyczna.

Ponad 40 lat po śmierci Olgierda Łotoczki, w  lipcu 2018 r. Towarzystwo Karpackie rozpoczęło prace archeologiczne mające na celu odsłonięcie pozostałości po dworze, karczmie, młynie, plebani i dwóch zabudowaniach gospodarczych, w celu stworzenia wyjątkowej ścieżki historycznej. Spacerując dziś drogą wzdłuż doliny masz możliwość poznać to, co przez wiele lat było niewidoczne gołym okiem. Powstająca ścieżka z pewnością niebawem stanie się nie lada atrakcją turystyczną. Zanim to nastąpi, wyobrażenie o dawnym wyglądzie wioski, dają nam dziewiętnastowieczne wieczne mapy wioski przechowywane w Archiwum Państwowym w Przemyślu. Spędziłem nad nimi wiele godzin i pełen euforii obserwuję kolejne, wydobywane  od tamtego roku spod ziemi fundamenty budynków! Podczas wyjazdów do Łopienki, wydrukowane z archiwum mapy, noszone w plecaku, pozwalały mi odnajdywać kolejne zasypane piwnice i studnie dawnych gospodarstw. Ten krótki film nakręciłem podczas wakacji 2018r.:

Sam dla porównania spójrz na dzisiejszą Łopienkę widzianą z satelity Google i tą sprzed blisko 200 lat. Na wybranym fragmencie mapy z połowy XIX wieku na prawo, widzisz zaznaczone na żółto budynki. Jest ich ponad 40, a to tylko część wsi. Na lewo odnajdziesz obraz dzisiejszej wsi, na którym nie ma już żadnego. Jak tu nie mieć wypieków stojąc z taką mapą w miejscu jednego z nich? Na zielono zazaczyłem Ci bliską okolicę cerkwi (niewidoczną na tej mapie), zaś na czerwono bazę namiotową.

Podobnie wygląda okolica samej cerkwi. Na znajdującym się poniżej fragmencie mapy dawnej wsi, na prawo, oprócz świątyni widzisz jedenaście zabudowań i stary cmentarz. Na zdjęciu z satelity (po lewo) odnajdziesz dziś jedynie drzewa i krzewy. Dla celów tego porównania, przeniosłem plany nieistniejących już domów do miejsc, w których mogłyby stać do dziś… To właśnie w okolicy cerkwi miało być centrum skansenu Olgierda…

Okolica cerkwi w Lopience dzis i dawniej. Bieszczady z jaktoblisko.com
Okolica cerkwi w Łopience. Dziś i w XIX wieku.

Rozbudowany opis wyglądu Łopienki znajdziesz w książkach:

  1. „Bieszczady. Słownik historyczno-krajoznawczy. Cz. 2 Gmina Cisna” pod redakcją Stanisława Krycińskiego.
  2. „Krajobrazy nieistniejących wsi” Stanisława Kłosa.

Na sam koniec

Łopienka ma ogromny potencjał. Potencjał na obudzenie w odwiedzających wrażliwości i ciekawości Bieszczadów. Góry to nie tylko panoramy i kolejne kilometry w nogach. Nie sposób poczuć ich ducha, bez znajomości historii i nie mam tu na myśli jedyne tej tragicznej. Siedem powodów, które przygotowałem to jedynie niewielka zachęta dla Ciebie do odkrycia kolejnych. O wielu ciekawych miejscach w tej malowniczej dolinie, nawet nie napomknąłem, bo i kto przeczytałby tak długi artykuł? O całej reszcie chętnie opowiem Ci już na miejscu przy ognisku, pod niebem pełnym gwiazd. To kiedy ruszamy?

O tym jak mógłby wyglądać nasz wyjazd przeczytasz we wpisie pod tytułem:

„Siedem rzeczy, które przeżyjesz w górach tylko ze mną”.

Do zobaczenia na bazie w Łopience!
Martin Martinger
wlasciwe logo Martinger Martin przewodnik beskidzki bieszczadzki gorski

Moje inne wpisy o Bieszczadach:

Dodatkowo:

Zapraszam na mojego:

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s