Nieznajowa to nieistniejąca wioska w Beskidzie Niskim. Choć od XVI wieku żyły tu pokolenia Łemków, ciężko dziś szukać po nich śladów. Po II wojnie światowej wieś całkowicie opustoszała.
500 lat temu, w miejscu ujścia potoku Zawoja do Wisłoki niejaki Steczko Oleśko zapragnął założyć osadę. Był człowiekiem czynu, więc jak zapragnął, tak też zrobił. Sam król Zygmunt I Stary wydał mu przywilej lokacyjny. Steczko był zaradny i obeznany w temacie lokacji, jak mało kto. Dziś, choć miejsce to samo, a potok Zawoja nie myśli wpadać do innej rzeki jak do Wisłoki, to wymarzona wioska Steczka przestała istnieć.
Jeszcze 100 lat temu działały tutaj dwa tartaki – jeden wodny, drugi zaś nowoczesny, parowy. Istniał młyn, a przy nim prądnica oświetlająca pomieszczenia tartaku i zniszczone pracą ręce robotników. Cztery razy w roku odbywały się w Nieznajowej ogromne jarmarki, a co dwa tygodnie gwarne targi. Handlowano tu głównie wołami i krowami, a okolica w tym czasie pełna była kupców z Nowego Żmigrodu i Gorlic.
Jeszcze 100 lat temu stała tu jednoklasowa szkoła. Niedaleko można było znaleźć posterunek policji i karczmę. Z pewnością Mały Łemko chodzący co dzień do szkoły, nie raz zastanawiał się jak Nieznajowa będzie wyglądała za sto lat. Łemko, to trzeba mu przyznać, jak na siedmiolatka był bardzo rezolutnym i dojrzałym chłopcem. Z pewnością nie przeszło mu przez roztropną myśl, że jego Nieznajowa przetrwa jedynie na turystycznej mapie, schowana w dodatku w widełki (nawiasów).
Po II wojnie światowej wszyscy mieszkający tu Łemkowie wyjechali pod pozorem „dobrowolności” do Związku Radzieckiego. Blisko 250 osób pomknęło z całym dorobkiem życia, w nieznaną, siną dal. Niebiesko malowane, opuszczone chyże z czasem wtopiły się w zieleń lasu. Wtopiły się w nią tak mocno i dosłownie, że dziś jedynymi śladami po nich są przeorane korzeniami, rozsypujące się fundamenty i zbudowane z kamienia piwniczki.
Przestała istnieć jednoklasowa szkoła, zniknęła karczma i posterunek policji. Z czasem zamknięto tartak i młyny. Po drodze wzdłuż potoków Zawoja i Wisłoka pędziły od teraz jedynie małe warchlaki i zadowolone lochy. Nieznajowa należała wreszcie wyłącznie do nich.
Od blisko 70 lat niewiele się tu zmienia. Lochy mają się dobrze. Zalesione wzniesienia Uherca i Feszówki przyglądają się cichej dolinie i ludziom szukającym tu śladów dawnych mieszkańców. Poza licznymi krzyżami i kapliczkami, z których zerkają na przechodnia w zielonej ciszy wiekowi święci, na pierwszy rzut oka nie odnajdziemy tu nic. Nie tak łatwo odnaleźć ślady ponad dwustu ludzkich istnień sprzed kilkudziesięciu lat.
Dopiero gdy zejdziemy z utartych ścieżek, mimowolnie odnajdziemy zdziczałe jabłonie, zasypane studnie i ukryte w leszczynie piwnice. Choć jabłek od lat nikt tu już nie zbiera, a woda w studni od dawna nie nadaje się do picia, to jednak siedząc w pustej piwnicy, w wyludnionej dolinie, zawsze mam wrażenie, że za chwilę ktoś stanie koło mnie z rękoma pełnymi zapasów na srogą zimę. Szybko wychodzę na zewnątrz.
Na niepozornej polanie, przy zachowanym do dziś cmentarzu, od osiemnastego wieku stała cerkiew pod wezwaniem świętych Kosmy i Damiana. Przez wielu uważana była za najpiękniejszą na całej Łemkowszczyźnie. W latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku pozbawiona opieki, niczym opuszczony sad, zaczęła poddawać się woli natury. Z dnia na dzień chłód zimowych nocy, a po nim upał letnich dni rozbierały cerkiew deska, po desce. Gont nikł w oczach, a do środka coraz częściej zaglądały ciekawskie sarny, przez lata odstraszane przez poważnych ludzi.
Pewnego dnia cerkiew zgasła. Kres jej istnienia nastał w chwili, gdy serce świątyni zabiło po raz ostatni. Jednego cichego poranka runęła najstarsza część świątyni – sanktuarium. Dziesięć lat po nim zawaliła się wieża. Dziś jedynie stare zdjęcia na Google Grafika są w stanie pokazać wzruszający los świątyni. Przez lata cerkiew trwała w opłakanym stanie. Wprawne oko, bez trudu odnajdzie w terenie miejsce po cerkwi.
Okolica wioski pełna jest pamiątek dawnych czasów i dziewiczo pięknych widoków, dlatego planując wycieczkę do Nieznajowej warto mieć w zapasie tydzień wolnego czasu, w razie gdybyśmy nie byli w stanie stąd wyjechać. Wędrując tędy do pobliskiej Radocyny, warto po drodze zostać na noc w Studenckiej Chatce. To jeden z kilku budynków w tej dolinie.
Siedząc wieczorami przy świecach, można usłyszeć opowieści o dawnych mieszkańcach chaty. Przed wojną mieściła się tu leśniczówka. Mały Łemko rozmyślający o losach Nieznajowej przychodził tu po szkole do gajowego posłuchać jedynego we wsi radia. Po wojnie w chacie mieścił się zakład karny. Ponoć więźniowie polityczni, przetrzymywani tu do lat osiemdziesiątych, byli pewni, że znajdują się w odległej Syberii. W ich oczach było to tak bardzo odludne miejsce. Z chatą związanych jest kilka wciągających legend, jednak o nich najlepiej usłyszeć już na samym miejscu.
Wejdźmy do środka. W dużej kuchni znajdziemy długi stół i nowy piec. Na półce zgrabnie stoją garnki i patelnie, dlatego menażki nie będą nam potrzebne. Miło będzie, gdy przyniesiemy ze sobą świece na wymianę, ponieważ w chacie nie ma prądu i znikają one w mgnieniu oka. Śpimy w pokoju za kuchnią, na drewnianej podłodze, dlatego o ile cenimy sobie luksus jednocentymetrowych materaców, to w dniu wyjazdu warto pamiętać o karimacie i śpiworze.
Za chatą stoi drewutnia. Po ugotowaniu obiadu na ciepłym piecu i nabraniu sił witalnych, nikt nie zabroni nam porąbać paru klocków drewna, czy przynieść ze studni wiadra z wodą.
W czasie wakacji chata jest otwarta co dzień, jednak w zimie jedynie od święta. Stanowi idealny punkt bazowy do zwiedzania ciekawej okolicy. Wołowiec, Bartne, Grab, czy Zdynia. Wszystkie o zaledwie parę kilometrów stąd.
Dziś chata to jedyne w Nieznajowej, tak przyjazne dla turysty, miejsce. Po całym dniu spędzonym pomiędzy porozrzucanymi po polach śladami przeszłości, warto usiąść wieczorem przy ciepłym piecu i poukładać myśli. Nie zdziwmy się gdy w nocy, siedząc przy białych świecach, dojrzymy za oknem Małego Łemka, który jak co dzień przyszedł tu posłuchać radia…
Wszystkie zdjęcia ze środka chaty i z jej bliskiej okolicy wykonała Kasia Zawisza 😉
Zapraszam Was na wspólne wycieczki w magiczny Beskid Niski.
Martin Martinger
Moje inne wpisy o Beskidzie Niskim:
- Czarne, Długie i Świerzowa Ruska.
- Chatka na Końcu Świata w Starym Łupkowie.
- Z Olchowca na salony Wiednia.
- Drewniana chatka w nieistniejącej wiosce Beskidu Niskiego.
- Lackowa i Busov.
- Jezioro Klimkowskie na rzece Ropa.
Dodatkowo:
- Moje filmy.
- Kilka słów o mnie.
- Wywiad w radiu Lem.fm.
- Jak zostałem przewodnikiem górskim?
- Wspólna wycieczka – Siedem rzeczy które przeżyjesz w górach tylko ze mną.
Zapraszam na mojego: